Relacja ze zlotu została podzielona na części. Oprócz tej, są następujące:
[ start | wyścigi | slalom | Oli | T.Rosenbaum autoRADIO | zakończenie | filmy ]
W piątek popołudniu zaczęły się zjeżdżać samochody. Powoli, po jednym, dwa naraz. Początkowo coś, co miało być starym pasem startowym lotniska i łąka pod lasem nie zapowiadały świetnej zabawy, ale na szczęście stało się zupełnie inaczej. Niektórzy co prawda przestraszyli się trochę "surowych" warunków sanitarnych i na noc udali się na pobliskie pole namiotowe, ale rano przyjeżdżali. Ominęły ich nocne jazdy po pasie. Pod lasem, koło miejsca na ognisko wyrósł duży namiot na okoliczność potencjalnego deszczu, ale jak się później okazało, nie przydał się. Jeszcze tego wieczoru, niektórzy niecierpliwi stanęli do wyścigów po pasie. Szybko zrobiło się ciemno, i pozostało już tylko rozpalenie ogniska, zjedzenie kiełbasek i wypicie piwa. Na noc niektórzy rozstawili namioty, niektórzy zaś nie widzieli nic bardziej atrakcyjnego niż nocleg w Capri.
Wyżywienie trzeba było sobie zapewnić we własnym zakresie, szczególną popularność zyskały sobie restauracje w Gryźlinach i pobliskim Zielonowie. Szczególnie ta druga, ze względu na dogodną lokalizację po drodze nad jezioro. Niektórzy postanowili "żyć z lasu", jadąc na grzybkach. Toalety - panie na prawo od ogniska, panowie - też na prawo.
Spędzaliśmy czas bardzo przyjemnie, w cieniu drzew, popijając napój, którego duże ilości przyjechały na zlot:
Samochody, które przyjechały na zlot, prezentowały się niektóre lepiej, niektóre gorzej. Szczególnie samochód Karola z Olsztyna sprawiał wrażenie trochę "niepewnej wytrzymałości i sprawności", ale okazało się że jest znacznie lepiej niż widać, czego Karol dowiódł wygrywając slalom. O tym później.
Jak to często z naszymi wiekowymi samochodami bywa, sprawiają nam kłopoty techniczne. Ale to jeden z uroków całej zabawy. Niestety o pechu może mówić załoga z Płocka, jadąca interesującym egzemplarzem Capri Mk I z rzadko spotykanym silnikiem 2600, która prawie do nas dojechała - zabrakło im może 30 kilometrów. Wyeliminowała ich awaria gaźnika, a potem w czasie holowania zerwaniu uległ przewód hamulcowy, uniemożliwiając już nawet holowanie. Zakończyło się powrotem do Płocka na lawecie. Podwójny pech, ale mamy nadzieję że do Jastarni uda się im dojechać. Powodzenia !
-> następna część - wyścigi |