Witam serdecznie panów i panie.
Przy okazji pierwszego mego posta (choć zarejestrowałem się tu już dość dawno, ale raczej czytam i chłonę wiedzę niż się udzielam)... chciałbym podzielić się swymi wrażeniami z kupna mego kolejnego Transita i jednocześnie z rozkoszą ostrzec przed cwaniakiem.
Zakupiłem tego forda:
http://allegro.pl/ford-transit-bardzo-nietypowy-zamiana-zamienie-i1718025594.html
Poszukiwałem turka na chodzie. Mam jednego na podwórku, ale nawał innych prac jakoś nie pozwala mi dokończyć roboty przy nim. A potrzebny był Transit sprawny i jeżdżący OD ZARAZ.
Z racji tego, czym się zajmuję od nastu lat (buduję i przerabiam motocykle, odrestaurowuję stare parchy) posiadam pewną wiedzę i mam wyobrażenie starego kapcia, wiem czego się spodziewać. Dlatego po kilku rozmowach telefonicznych z właścicielem, który założył w nim napęd od sierry i zapewniał mnie, że mechanicznie jest w porządku, że wsiadać i jechać, że przegląd przeszedł bez mrugnięcia okiem itd. zdecydowałem się po niego pojechać.
Transit jak transit, tu trochę bity, tam podgnity. Jest ok. Rzeźba z przekładką silnika wydawała się dość zaskakująca, no ale koleś ma warsztat, na podwórku kilka fajnych fur, jest pozytywnie. Biorę.
Dojechałem 175km do domu bez większych problemów, może zdawało mi się, że skrzynia z kilometra na kilometr coraz bardziej rzęzi... Na drugi dzień się zaczęło. Skrzynia się zblokowała, jakimś cudem 5km do domu dojechałem powoli. Okazało się, że nie ma w niej grama oleju:D No nic, zalałem. Działa. Kolejny dzień, 7km od chaty rozpada mi się zestaw pompy wspomagania i alternatora, altek w ogóle zamontowany pod dziwnym skosem, czego wcześniej nie zauważyłem. Rozleciał się misternie wyspawany system mocowania z dwiema garściami podkładek i śrub dziwnej maści, zerwany pasek. Na szczęście stało się to w sąsiedniej wiosce, więc w miarę szybko znalazł się krótszy pasek zastępczy i tak bez wspomagania dojechałem do domu. Przy okazji trochę przypakowałem w łapach, więc jest jakiś plus;) Również most, który miał "lekko wyć" zaczął konkretnie stukać i chrobotać.
Później zaczęły się problemy z gaźnikiem. No ale to wziąłem na siebie, bo wiadomo, starego kapcia się kupuje to takie historie mogą się zdarzyć. Rozebrałem, wymyłem, przedmuchałem, złożyłem. Chodzi jak marzenie. Aha, no i filtr powietrza jakiś, co znalazłem pod ręką założyłem, bo oryginalnie na gaźniku leżała tylko dziurawa obudowa filtra. No to jedziemy w trasę, aż 30km do Koszalina. W Koszalinie znów się zasyfiło coś, bo pomimo nowego filtra w wężach paliwowych błoto. Jakoś udało się odpalić i powoli z prędkością patrolową lecimy z kolegą do nas na wieś. Pada deszcz, lecimy chyba z 50km/h, byle dojechać, w domu powalczymy z całym układem paliwowym... TIR za nami, coś zaczyna łomotać pod podłogą (WAŁ!), daję tirowi znak kierunkiem, żeby wyprzedzał. On wyprzedza, w tym momencie my gubimy wał napędowy, co kończy się gwałtownym hamowaniem na środku długiej prostej w mega deszczu.
Dopiero wtedy się zdenerwowałem. Wcześniejsze niedomagania były bardziej zabawne.
Zmontowaliśmy na miejscu wał za pomocą kilku pordzewiałych śrubek i powoli z duszą na ramieniu, z rozwaloną podporą wału dojechaliśmy ostatnie 10km do domu.
No i to cała historia... Teraz, dlaczego o tym piszę. Dzwonię do sprzedającego. Wyliczam mu co się działo z jego "sprawnym mechanicznie i gotowym do jazdy samochodem" w ciągu przejechanych niecałych 300km. Jestem raczej spokojnie i pokojowo nastawionym do ludzi człowiekiem, więc składam mu propozycję nie do odrzucenia, a nawet dwie propozycje do wyboru. Pierwsza, że samochód jest u mnie do odebrania, niech przyjeżdża z kasą i lawetą po niego. Druga, niech oddaje 1500zł, żebym mógł doprowadzić samochód do stanu w jakim miał być kiedy go kupowałem. Z tym nie ma aż takiego problemu, bo mam w zasadzie na podwórku wszystko co konieczne (poza podporą wału, którą musiałbym kupić). Ale kupa roboty... Trzeba rozebrać cały napęd i poskładać od nowa, powymieniać śruby 5.8 na jakieś mocniejsze itd.
Od tej rozmowy gość się nie odzywa, nie odbiera telefonu, nie odpisuje na maile i smsy.
Czyli klasyczna mina od cwaniaczka.
Chciałbym wiedzieć, czy komuś z Was przydarzyła się podobna historia (podejrzewam, że niejedna) i jak to rozwiązaliście. Rozwiązania siłowe raczej nie wchodzą w grę bo po co się męczyć:D
No i przy okazji przestrzegam przed cwaniaczkiem bajkopisarzem z Radolinka pod Czarnkowem.
Pozdrawiam.
zwierzak / 2011-08-02 11:21:44 /
Nie wierzę, że coś się uda uzyskać od poprzedniego właściciela. To auto jest relatywnie b.mało warte i stare, więc sąd odpada. Z resztą - widziały gały co brały - jeśli w umowie jest, że "stan samochodu znany jest kupującemu" to tym bardziej. Może być też zapis o"wadach ukrytych", ale też będzie pod to ciężko coś podciągnąć... Takie moje zdanie
Bartuś / 2011-08-02 11:31:14 /
Zastanawiałem się np. nad poruszeniem tematu przeglądu na dzień przed sprzedażą. Wszyscy wiemy jak jest z przeglądami... Można się czepić, że ręczny nie działa, że hamulce takie sobie, że światła każde w inną stronę. No ale to ostateczność, bo nie chciałbym psuć opinii niewinnemu człowiekowi, który przegląd wykonał. Można sprawdzić, czy samochód rzeczywiście był w ogóle na stacji diagnostycznej, może pojechał tam tylko sam dowód rejestracyjny:)
zwierzak / 2011-08-02 11:43:25 /
"No ale to ostateczność, bo nie chciałbym psuć opinii niewinnemu człowiekowi, który przegląd wykonał."
Niewinny? No bez jaj. "Nie o taką Polskę walczyliśmy."
RAV :) / 2011-08-02 11:47:13 /
Chodzi o to, że każdy z nas (a na pewno większość) jak jedzie swoim fordem na przegląd, dobrze wie o tym, że raczej kilka rzeczy wymaga powiedzmy jeszcze dopracowania i liczy na dobry humor i przychylność diagnosty:) Diagnosta nie ma obowiązku sprawdzić jak jest napęd poskręcany, czy śruby nie są pourywane itd. Więc w tym sensie jest niewinny i nieświadomy moim zdaniem.
zwierzak / 2011-08-02 11:54:41 /
No dobrze masz wiele racji. :) Przesadziłem.
Ale jak się od ludzi nie wymaga, to za chwilę samoloty spadają, ludzie po operacji umierają i nikt nie jest winny.
RAV :) / 2011-08-02 11:58:40 /
Masz rację, trzeba wymagać. Przyjąłem ten przegląd za pewien punkt zaczepienia, o czym cwaniaczka powiadomiłem. Moje wcześniejsze doświadczenia z ludźmi, którzy pasjonują się starymi pojazdami są takie, że są to ludzie otwarci, rzetelni, honorowi. Odpowiedzialność jest duża w takich wypadkach. Szczerze mówiąc ten niedomagający gaźnik uratował mi i koledze życie, bo mogło to się stać przy np. 90km/h i zapewne skończyło by się zupełnie inaczej... A tu zero skruchy, nic. Więc być może zainteresuję się tą stacją przeglądów tylko po to by narobić hałasu. Nie mam w sobie agresji ani chęci zemsty:D Ale chamstwa i buractwa nie znoszę i uważam, że trzeba takie zachowania tępić bezwzględnie.
zwierzak / 2011-08-02 12:18:16 /
zwierzak jak diagnosta przymknie oko to będziesz jeździł niesprawnym autem przez rok do kolejnego przeglądu, gdyby przegląd był rzetelny to miałbyś mobilizację żeby wszystko poprawić przed.
A tak mamy co mamy, złomy jeżdżą, koła się urywają :] i takie tam... :)
Trójkąt / 2011-08-02 12:21:18 /
Ale jak diagnosta ma sprawdzić, czy nie urwie się pasek, skąd ma wiedzieć, że wał się urwie (zakładam, że był przykręcony?), że nie ma oliwy w skrzyni, że syf w zbiorniku paliwa? Jeśli auto miało sprawne hamulce, zawieszenie, dobre opony, "ręczny" i światła, to w Polsce takie auto przejdzie przegląd.
Będzie ciężko i w to uderzać...
Bartuś / 2011-08-02 12:24:33 /
No więc formalnie musiał to być przegląd z co najmniej przymrużonym okiem, bo:
ręczny ledwie łapie, prawie wcale, opony z przodu łyse i szersze wiele od tylnych, światła jak już wspomniałem takie sobie, hamulce też, no i luz w przednim zawieszeniu, który na naszych wspaniałych polskich koleinach powodował u mnie wręcz chęć pomodlenia się gdy z naprzeciwka jechało coś większego, bo ledwie byłem w stanie go utrzymać prosto. Tego akurat w trakcie kupowania nie brałem pod uwagę, bo liczyłem się z tym, że są niedomagania wynikające z wieku fury itd. Rzeczy do poprawki, które należy wykonać i tyle. Chodzi o bezpośrednie narażenie na utratę zdrowia lub życia w sytuacji gdy urywa się wał.
Ciekaw jestem bardzo Waszych doświadczeń z takimi tematami... Uderzać w diagnostę? Może na razie nie za bardzo oficjalnie, tylko na tyle, żeby cwany sprzedawca samochodu poczuł mrowienie na plecach.
zwierzak / 2011-08-02 12:40:11 /
Pffff! Postawie sie po stronie goscia co ci sprzedal te fure.
Piszesz sam ze sie zajmujesz tymi gratami od "nastu" lat, i ze masz takiego i wiedziales czego sie spodziewac. Pozatym pojechales, obejrzales, kupiles. I teraz buczysz?
Toz to satare auto, do tego z wierzchu burak tuning na maksa, poprzekladane elementy z innych samochodow, skladak, i ty sie dziwisz ze sie rozpieprzylo?
Ja mam dopiero "kilka" lat doswiadczenia, jade, ogladam z wszystkich stron (co jak co ale w internecie i tutaj mozna sobie poczytac i poogladac co i od czego, i na co patrzec, gdzie zajrzec przy kupnie takiego grata, o twojej "praktyce" nie wspomne), jak ma lyse opony w przedzie to nie jade a zameniam (tym bardziej ze lyse opony w przedzie wlasciwie zawsze sa lyse bo costam sie w zawieszeniu dzieje), jak jezdzil niewiadomo jak dobze to itak sprawdzam, stawiam na lift albo kanal i dopiero potem spokojnie jade sobie gdziestam.
Blache sie sprawdza magnesem, pod spodem srubokretem, jak juz sie kupi to kola sie dokreca po swojemu, nastawia sie lozyska kol, tak samo jak zmienia sie paski rozrzadu, pasek klinowy i swiece.
Jak ma przemontowany silnik od czegos innego to sprawdzam jak to jest zrobione, czym jest zrobione, szuka sie numerow i kodow komponentow (jak wiemy Fordy moga miec teoretycznie ten sam silnik, a inne parametrz ustawiania).
Wal i podpora to w starych Fordach itak element ktory sie kurde bele sprawdza jezeli sie ma "doswiadczenie" do jasnej cholery.
A moze ten gosc jezdzil nim na codzien i rzeczywiscie nic nie zauwazyl? Dziadek od ktorego kupowalem Granade jezdzil nia raz na ruski rok, to mam do niego isc i kazac sobie oddac kase bo zdycha jak zimna i jak mam wlaczone dlugie swiatla? Zaloze sie ze chocby ten defekt byl od 30 lat to on by go nie zauwazyl.
A pasek i kombinacje? Takie rzeczy sie zauwaza jak sie rzetelnie oglada samochod przed zakupem. Wycie w moscie? Robi sie jazde probna, a jazda probna do samochodu jaki chce uzywac na codzien powinna trwac te 20 Minut, wszystkie biegi posprawdzane i cotam.
Jezeli naprawde ci umknelo, i jezeli naprawde wyszedles z zalozenia ze auto jest jakie sie nalezy, i dopiero jak wyplul ten pasek zobaczyles jakich patentow uzyl gosciu do montowania alternatora, to jaka jest gwarancja ze nic innego nie budowal tak samo?
Tak samo sprawdza sie i wymienia wszystkie plyny w takim samochodzie zaraz po zakupie. Klijent to nie autoryzowany handlarz, nie musi ci oddac samochodu z gwarancja. Tak samo nie musi nikt byc mechanikiem zeby sobie poskladac auto w garazu "po swojemu", bez gwarancji na to ze potem bedzie sluzylo.
A sprawdzenie czy niema majonezu pod deklem, czy olej jest dobry i nie cuchnie benzyna, sprawdzenie czy w chlodnicy niema rosolu to TWOJ obowiazek!
Zapchany gaznik? Toz to sie nastawia, sprawdza sie CO, zaklada sie nowy filtr Paliwa.
Albo hamulce, niewiadomo co jak i kiedy, sprawdza sie klocki, przewody, zmienia sie ten cholerny plyn ktory itak trzeba co dwa-trzy lata zmieniac bo przeca ciagnie wode.
Nie mowie ze trzeba taka bestie na lawecie wozic i obchodzic sie z nia jak z surowym jajkiem zanim samemu sie przy niej grzebalo, ale po przyturlaniu do domu robi sie w takich gratach duzy serwis i juz.
I co z tego ze mial przeglad 2 dni temu? Wierz wszystkim, ale sobie najbardziej.
Mysle ze twoj placz o ten samochod, i zlosc na tego goscia jest bezpodstawna, dales sie zrobic w jajo i teraz ci przykro. A skoro jestes takim majstrem jak twierdzisz, czy jak to wyczytuje z twojego postu, a dales sie jak twierdzisz "oszukac", to jestes dupowatym fachowcem, bo kto jak kto, ale znawca tematu raczej nie powinien dac sie zrobic w dziuple.
Zombie / 2011-08-02 16:20:51 /
Masz wiele racji w tym co piszesz. Tylko, że powinno się mieć po pierwsze odrobinę zaufania do człowieka. Jeżeli gość się zapiera, że mechanicznie jest ok i można jeździć to biorę to pod uwagę i jadę. Zauważ, że nie najeździłem się za dużo. Patenty zaczęły się rozłazić od razu. I ja nie twierdzę, że celowo wcisnął mi minę. Wierzę w to, że nie wiedział, nie zdarzyło mu się nic wcześniej. Chodzi mi głównie o olanie sprawy i nie odbieranie telefonu. Napewno byśmy doszli do jakiegoś konsensusu. Nie oglądałem samochodu sam, byliśmy we czterech i obejrzeliśmy ze wszech stron. Nie interesował mnie stan blacharki jak i wiele innych pierdół, które oczywiście zacząłbym powoli eliminować. Ale nawet nie zdążyłem się za niego zabrać porządnie. Chodzi głównie od odpowiedzialność za wykonaną przez siebie robotę, nie o gwarancję na rok czy 10 lat. Ale niecałe 300km, w sumie ok 250 i fura się rozlatuje?
Powinien to wziąć na bary i coś byśmy wymyślili. Takie jest moje zdanie. Nie pojechałem w ciemno, tylko po kilku dłuższych rozmowach. Facet się zapierał, że w sensie mechaniki jest wszystko ok i można jeździć.
zwierzak / 2011-08-02 17:06:14 /
Zapieral sie czy nie, wszyscy chca cos sprzedac, ale niestety sa takie czasy ze niema komu wierzyc. Niestety.
Ze akurat wal sie urwal, coz jak zaczyna telepac to zle, nadal twierdze ze jest to jeden z elementow ktore trzeba bezwzglednie obejrzec/sprawdzic. Tym bardziej ze o ile sie myle to Sierra ma kardan z gumowym przegubem ktorego nikt nigdy nie wymienia, ktory niestety podlega jakimstam mechanicznym zuzyciu, naprezeniu czy jak i po prostu peka. A przy 200 czy 300 km trzeba by bylo te sruby na chama poodkrecac zeby sie "wytelepaly". Znaczy mysle ze taki defekt dalo by sie zauwazyc, tak samo jak nie wierze ze on tam przy tym majstrowal zanim go kupiles, i naprawde nie wiedzial ze sie rozpirzy.
Jezdzilem Granada z bijacym walem ponad rok zanim udalo mi sie samego siebie przekonac ze spec od tej dziedziny odwalil fuszerke i zanim wymienilem na taki jak sie nalezy, i nie bylo to takie sobie bicie od czasu do czasu, ale walenie ze cala buda sie trzesla i pomiedzy 60 a 80km/h nie bylo mozliwe jezdzic.
Po co to opowiadam, przez ten caly czas nie poluzowala sie ani jedna sruba pod samochodem, dlatego twierdze ze jakbys sprawdzil to udalo by sie ominac te przykra sytuacje.
A ze chlop swinia i cham, tego niestety ani nieda sie zaskarzyc, ani rozmowic. Grat z podworka, problem z glowy. Masz teraz ty to skladaj po swojemu. Choc przeca sa tacy i tacy, sa ludzie ktorzy po prostu nie maja zielonego pojecia o samochodach, albo po prostu ignoruja pewne rzeczy, jest przecie wiele defektow z ktorymi da sie jezdzic, to jezdza... To ze ma ilestam samochodow to gowno znaczy... Niestety...
Zombie / 2011-08-02 17:35:10 /
Zwierzak mi też się zdarzyło wdepnąć w minę przy zakupie i Ciebie rozumiem.
Ale,
nie będę pisał co się robi jak się kupuje bo już napisane, z resztą teoretycznie, każdy wie.
zauważ, że zaufanie to można mieć do żony/przyjaciela/żony przyjaciela itd., ale nie w biznesie, a takim jest sprzedaż/kupowanie samochodu od wszystko jedno kogo.
To trochę tak jak z ludźmi co mają kredyty we frankach a teraz płaczą że raty wysokie.(notabene i tak jeszcze niższe niż gdyby wzięli w złotówkach).
Pozostaje mi współczuć i tyle, bo prawnie nic nie zdziałasz, a chyba nie jesteś bandytą żeby z pałą lecieć do sprzedawcy.
No i taki pewnie będzie finał tego, że jutro od rana wskakuje pod forda i jazda. Tak czy inaczej, skoro koleś się nie odzywa, samochód trzeba uruchomić i patenty pousuwać.
Też jeździłem, taunusem co prawda, z wałem, który w tym samym co Twoja grandzia zakresie prędkości nie dawał jeździć. Walka była długa...
Tak jeszcze co do Twego poprzedniego postu. Tak, należy wszystko obejrzeć dokładnie i wnikać gdzie się da. Ale czy przyszło by Ci do głowy sprawdzanie np. twardości śrub na połączeniu wału ze skrzynią? Albo czy są podokręcane jak należy? Ten zestaw od wspomy i altka też miał być przerobiony. Ale NIE ZDĄŻYŁEM się za to zabrać nawet:D Dojazd do domu 180km i kilka próbnych przejażdżek wkoło komina.
Te wszystkie tematy, które poruszasz, oleje, świece itd. Oczywiście. Ale walkę z samochodem zacząłem od tych elementów, które zaczęły podkapcać. Poza tym nie skarżyłem się na gaźnik:) Jestem mu wdzięczny, że się wysypał w takim momencie i nie pozwolił jechać z normalną prędkością.
To nie jest kwestia tego, czego ja nie zauważyłem. Na wiele rzeczy się przymyka oko, bo się je zrobi w domu, powoli dojdzie do ładu z samochodem. No ale nie zdążyłem... Ważna jest dla mnie uczciwość ludzka i jakieś choćby resztki honoru. Ja bym dostał zawału gdybym się dowiedział, że mymi rękoma skręcany wał się rozsypał i kolesiowi, któremu sprzedałem samochód coś się stało lub mogło się stać. Trzeba brać odpowiedzialność za swoje prace. A robił to gościu sam, przynajmniej tak twierdził.
zwierzak / 2011-08-02 17:54:04 /
Hehe, Nebel, no nie jestem bandytą:D Może chociaż taki pożytek z tego, że gość namierzony jest i pewnie jeszcze będzie chciał jakąś furkę sprzedać bo kilka fajnych rzeczy miał na podwórku. Więc gdyby ktoś chciał interes z nim przeprowadzić to zalecam naprawdę gruntowną kontrolę samochodu czy motocykla, bo też jakieś 2 koła miał... I wymusić wjazd na kanał, bo kanał jest, ale akurat przypadkiem był zajęty.
zwierzak / 2011-08-02 18:02:58 /
pytanie tylko na ile realne w praktyce jest prześwietlanie całego samochodu przy cenie zakupu 3000-4000zł, i na ile etyczne jest przemilczenie przez sprzedającego licznych patentów i niedomagań.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale jeśli mowa jest o tym, by podczas kupowania takiego auta oglądać wszystkie podzespoły dokładnie, sprawdzać jakiej twardości śruby są założone na wale napędowym to chyba troszkę ktoś sobie jaja robi ;).
To można też ściągać głowice, odkręcać miske i patrzeć po którym szlifie jest silnik :D
Znakomita większość handlarzy/sprzedających w tym kraju wyznaje zasadę:
to co przy transakcji znajdzie kupujący to jego, a czego nie znajdzie to załatwia wspomniany zapis w umowie.
Ciężki troszkę temat, że ludzie robią z siebie dziadów próbując wepchnąć auto za nawet niewielkie pieniądze.
Tak czy inaczej kupiłeś za małą kasę trupa, który się wysypał. Wg mnie 7 woda po kisielu. Sprzedający się cieszy, że pozbył się problemu. To czy cofnie transakcję, to tylko jego dobra wola lub jej brak.
♠Zoggon♠ / 2011-08-02 18:09:44 /
Ja wyznaję zasadę po iluś tam średnich zakupach, że nie kupuję nic jeśli właściciel nie da mi na mój koszt podjechać na stację diagnostyczną/jakiegoś mechanika. Nie oznacza nie. Odwracam się na pięcie i tyle.
Kup takiego, ma przynajmniej milion kilometrów przebiegu mniej i nie trzeba jeździć do diagnosty przez parę lat. http://www.ford.pl/Samochody_dostawcze/Transit
Mysza liil (EM) / 2011-08-02 18:21:44 /
Generalnie nie jest taki trup, dlatego go wziąłem. Od dołu jest zdrowiutki i prosty, jest do czego się montować. To co w środku też mi pasuje, choć czaiłem się na inną budę raczej. A że trochę blacharki do porobienia. Ani to mój samochód marzeń ani żaden skarb, ale myślę, że akurat w niego można tak dla siebie zainwestować trochę forsy i trochę pracy. W sumie przy tym moim drugim, w którym już wiele zrobiłem i tak jest więcej roboty, więc chcąc nie chcąc chyba stanie się dawcą...
No i oczywiście wszyscy wiemy, że paranoją jest prześwietlanie do tego stopnia auta przy zakupie. Pewne rzeczy się przyjmuje powiedziane i już.
zwierzak / 2011-08-02 18:23:17 /
Hech, przez te cyrki z moim walem, serio wgrzebuje sie pod samochod i dlubie tam po swojemu.
Naturalnie paranoja jest rozmontowywanie calego auta, ale im drozszy klasyk czy stary samochod, tym wiecej patrze i stukam i szukam. Szczegolnie przy przerobkach, bo rzadko sie zdarza ze te samochody sa tak zbudowane jak ja bym sobie zmontowal.
Uznaje tez pewna zasade, to ja kupuje, i to moja kasa w to leci (czy moich przyjaciol, znamy to chyba wszyscy "Adas' dawaj przejedz sie ze mna, nie znam sie, sam pojade to ktos mnie w chuja zrobi), i to ja kupuje, sprzedawca robi sobie dobze, a ze chce sie czegos pozbyc to ma do tego jakistam powod, dlatego uczciwy da mi grzebac gdzie mi sie podoba.
Niestety sa tez takie samochody ktore trzeba choc troche rozmontowac zeby dobze ocenic stan, jak kupujesz Mecedesa W124 i ludzie nie daja ci zajrzec w dziury do lewarka to mowi sie dziekuje i szuka sie nastepnego. Tak samo z Granada, bezwzglednie nalezy obejrzec srube co trzyma dyferencjal od srodka i od dolu, ile razy bylem patrzec na Granady z zawalonym bagaznikiem, a chocby byl tam caly silnik w jednym kawalku to wywale, a nie popuszcze.
Poki co nie mialem przykrych przygod z kupowaniem samochodu, staram sie byc mily i elkowentny, to wlasciciel sam przjdzie ze srubokretem zeby odkrecic listwy na progach i zajrzec pod dywan.
Z drugiej strony sprzedane to "nie moje". Przy jedynym aucie ktore sprzedalem spalily sie hamulce po 600km. Po naprawie zanim dojechala 400km do domu nowego wlasciciela wysiadlo sprzeglo i zdechly wolne obroty. Nie czuje ani troche winy. Dostalem za ten samochod tyle ile kazalem sobie dac, byla na podnosniku, dalem facetowi srubokret, kazalem grzebac, opowiedzialem wszystko jak na spowiedzi (sam jechalem tym samym zestawem 3000 Kilometrow bez zadnego problemu), zaproponowalem ze zmontujemy rure wydechowa jak sie nalezy bo spaliny lecialy na przewod hamulcowy (co notabene upieklo tam wszystko i zablokowalo tylne kolo), ale nie. To nie. Wszystkiego najlepszego, czesc. Kto wie? Moze i mi by wysiadly te hamulce? To jak to jest? Moja wina?
Zombie / 2011-08-02 19:42:49 /
Jak mówisz, powiedziałeś, zaproponowałeś. To się chwali. Jesteś czysty. To zupełnie inny przypadek.
zwierzak / 2011-08-02 19:51:45 /
nie doczytałem całości więc jeżeli się powtarzam to przepraszam, ale kupowałes z allegro a nie ma tam przypadkiem w regulaminie o warunkach odstapienia od umowy i o 10 dniach np? czy cos podobnego?
aaannnd / 2011-08-03 10:08:16 /
Jesli na trzezwo sie po niego wybrales, to wszelkie pretensje mozesz miec tylko do siebie. Kupiles auto, ktorego nikt nie chcial bo bylo a: drogie b: pelne patentow i fantazyjnych przerobek . To bylo wiecej niz pewne, ze sie to zaraz rozdupczy. Podjales wyzwanie i wyszlo jak wyszlo.
Classmobile / 2011-08-03 11:35:20 /
E tam zaraz pełne przeróbek... Napęd podmieniony, dziwne podłogi i wydechy, teoretycznie przeróbki nieszkodliwe. No i orurowany szpetnie z przodu, a to za chwilę wywalę tak przy okazji:D Mam wrażenie, że do niektórych z Was nie dotarło podstawowe założenie tego co napisałem. Tylko i wyłącznie chodziło mi o uczciwość i odpowiedzialność. O to, że wtopy się zdarzają i czasem trzeba przyjąć na klatę to co się samemu zrypało. Na tej samej zasadzie jak piszecie można kupić spleśniały w środku chleb. Przecież jak od piekarza kupisz to już jest Twój a nie jego, a Twoja wina, że nie przekroiłeś i nie sprawdziłeś na miejscu...
zwierzak / 2011-08-04 10:27:18 /
dlatego trzeba kupować krojony chlebek ;)
Grzesiek_Rudy / 2011-08-04 10:36:30 /
No właśnie. Tylko, że krojony już nie smakuje jak należy:)
zwierzak / 2011-08-04 10:45:53 /
Dla mnie to gość mógł jeździć i 2 lata wcześniej na tych patentach i wszystko śmigało jak należy. Wsiadł inny kierowca, przycisnął :] mocniej, szarpnął nie tak jak zawsze, czy chociażby chemia z autem nie zagrała i dlatego zaczęło się sypać.
Nie wydawał bym wyroku że gość cwaniak i naciągacz. Mógł być nieświadomy.
Ciesz się że salonówki nie kupiłeś w której tuż po gwarancji padają pompowtryskiwacze lub koło 2masowe.
Trójkąt / 2011-08-04 12:28:15 /
A, to się cieszę:) Pewnie, że nie ma co siać wyroków, daleki od tego jestem. Myślę, że dałem gościowi szansę, nie zadzwoniłem ze strasznym op...dolem, tylko powoli i jasno wyjaśniłem co i jak. Chciałem, by się ustosunkował w jakiś normalny sposób. Kurcze, podstawa to rozmowa i do czegoś można dojść, porozumieć się. Wkurzyło mnie olanie tematu, cisza w eterze.
W międzyczasie, o czym wcześniej nie wspomniał, podczas tej feralnej rozmowy ostatniej powiedział, że montowali ten silnik w jakąś sobotę w nocy... Z kontekstu wyciągnąłem tyle, że w ogłoszeniu mógł być samochód wystawiony jeszcze w trakcie "przerabiania" i na szybko montowany po nocy bo ktoś chce przyjechać i być może kupić. Plątał się strasznie w opowieściach... Poskładać te wszystkie elementy do kupy i mamy obraz sprzedającego... Raczej nie wkurzam się bezpodstawnie.
zwierzak / 2011-08-04 12:52:31 /