Wersja krótka:
Było fajnie. Kto był ten wie.
Koniec
Wersja długa:
Dwa tygodnie po typowo 'wyczynowym' zlocie w Borsku kolejną okazją do spotkania, tym bardziej 'relaksującego nasze maszny', był zlot organizowany przez Czołgi. Tradycyjnie już spotkaliśmy się w okolicy Szamotuł, a dokładnie w Gałowie (tam też coś się działo, aczkolwiek przyjechaliśmy trochę spóźnieni). W przeciwieństwie do poprzednich zlotów tym razem pogoda dopisała, piękne słońce, lekki wiaterek, jak najbardziej sprzyjały eksponowaniu naszych samochodów.
Po szybkim przeglądzie i zrobieniu kilku okolicznościowych zdjęć, obgadaniu tego i owego udaliśmy się w kierunku Szamotuł, gdzie odbywały się 'Dni Szamotuł'.
W zależności od punktu widzenia byliśmy dla siebie atrakcyjni :) Nasz wjazd na szamotulski rynek (zamknięty dla ruchu) był zaplanowany na godzinę 16, w międzyczasie mogliśmy się zorientować, co mają nam do zaoferowania Szamotuły (scenę wraz z panią, ktora coś tam mówiła, tańczące dziewczyny itepe, odpustowe stragany, grille, parasole, lody, chłodne piwko, ... :)
Poczyniwszy należyte przygotowania do wjazdu na rynek, czekaliśmy na zaanonsowanie nas w celu wjazdu na rynek.
No i wjechaliśmy :) zainteresowanie fordami było dość zauważalne... zarówno wśród 'cywilów' jak i przychylnie (chyba) nastawionych służb mundurowych.
Następnie tradycyjna grochówka oraz również tradycyjne zabawa w odbieranie pokarmu dzikiej zwierzynie ;), spotkaliśmy także mustanga.
Posileni czekaliśmy na występ kapeli Mislead ( to ci panowie, ktorzy grają na zlotach organizowanych przez Czołga i nigdy nie wiem jak się nazywają).
Mislead iz koming...
Po koncercie odstawiliśmy samochody pod nasza noclegownię i nastąpiła 'luźna część imprezy' - piwko, lunapark, piwko, .... nie wnikając w same obchody Dni Szamotuł każdy robił co chciał z przewagą gadania, picia, i jedzenia :) Noc... dla niektórych sen ....
< tu zdjęć nie zamieścimy... :) >
Rankiem rześcy jak rozdeptanie skowronki przystąpiliśmy do drugiego dnia zlotu, plan był prosty: jeść, pojeździć na quadach, a następnie pływalnia.
I tak prawdopodobnie skończył by się ten zlot gdyby nie Mały, który wyskoczył z inicjatywą grilla oraz obejrzenia nowego nabytku brata (tak, tak, tego o czym myślicie) To był przysłowiowy strzał w dziesiątkę... I tak miłym zakończeniem były kiełbaski z grilla, wciągane przez nas siedzących w garażu na fotelach z 'kapcia' i oglądających 7 caprików zaparkowanych na podwórku. Później wytarliśmy autka, pożegnaliśmy się, buzi buzi i do domu :) Koniec
--
Foty: simon & bogdan
text: coke
gramatyka i ortografia: segal