Ford Capri Mk III 2.8i
Moja miłość do Capri rozpoczęła się dobre 10 lat temu, kiedy jeszcze za studenckich czasów całkiem przypadkowo zobaczyłem takiego czerwonego najpiękniejszego na świecie Caprika. Kupiłem go za niewielkie pieniądze, ale dużo więcej kosztowało mnie doprowadzenie go do stanu używalności. Wyremontowałem zawieszenie, skrzynię biegów, układ kierowniczy itd. Kochałem go - mogłem godzinami stać w oknie i mu się przyglądać - a było czemu! Kolor - hiszpańska czerwień - najbardziej żywy ze wszystkich czerwonych lakierów Forda, auto na kultowych 13-tkach ATS-a, opony 205 z białymi napisami. Ze starości trochę przysiadł, ale tylko sprawiło, że wyglądał jeszcze bardziej czadersko! Wszyscy mi go zazdrościli, a ja nie mogłem uwierzyć, że go mam. Jeździłem nim na zloty do Heinekena i było po prostu super.Auto miało 2-litrową V-6 i chyba dlatego zdecydowałem, że poświęcę go dla firmy, którą właśnie otworzyłem i potrzebowałem kasy na rozruch. Męczył mnie potem olbrzymi kac moralny, ale przysiągłem sobie i jemu, że jak stanę na nogi i będzie mnie stać na takie hobby, to kupię jeszcze Caprika ale już tego najlepszego - 2.8 i. I tak się stało. Odłożyłem trochę kasy i znalazłem takiego jasnoniebieskiego 2.8i. Znałem to auto - też przyjeżdżał do Heinekena, był to model, o jakim marzył prawie każdy fanatyk Capri. W super stanie, jeden z ostatnich modeli, no i ten silnik - 2.8 i ! Po wytargowaniu odpowiedniej sumy - stałem się szczęśliwym posiadaczem. Auto najpierw długo stało w garaż, ponieważ mając "normalny" samochód nie wiedziałem za bardzo co z nim zrobić, dodatkowo poprzedni właściciel nie obchodził się z nim zbyt delikatnie i trzeba było go baaardzo podleczyć. Z pomocą przyszedł mi Piotrek Bielecki, który pomógł mi zrobić z niego dosłownie nowe cacko. Auto dostało nowe łożyska, wahacze, hamulce, wał napędowy itd itd. Nawet silnik nie wymagający żadnych napraw, gdyż parametry okazały się zaskakująco dobre, więc został tylko pięknie wymalowany. Podczas moich remontów popełniłem jeden błąd - oddałem go na blacharkę do jednego z pseudo-warsztatów w Łomiankach. Kilka rzeczy zrobili rzeczywiście dobrze i złego słowa powiedzieć nie mogę, ale ogólnie kicha - lakiernik się popłakał i musiałem mu dopłacić prawie drugie tyle, żeby dokończył blacharkę. Efekt - CUDO. Piękny lakier Stratos Blue firmy PPG - podwójnie prełowy niebieski zmieniający odcień w zależności od kątu padania słońca. Piękny połysk! Przy okazji lakierowania - zrobiłem kilka modyfikacji - powycinałem wloty powietrza w masce i zaspawałem klamki drzwi tak, aby auto otwierało się po naciśnięciu guziczka w pilocie. Przebudowałem także wlew paliwa: nie podobała mi się ta ciągle rdzewiejąca niby-prostokątna klapka....założyłem wlew paliwa rodem z samolotów czy motocykli i aut sportowych. Udało się, wyszlo to bardzo ładnie. Praktycznie cały czas coś przy nim robie i usprawniam. Auto stoi w garażu i robię nim tylko rundkę dla przyjemności co jakiś czas..... mam czym jeździć, ale lubię go mieć dla samej świadomości posiadania :). Jako, że mam firmę zajmującą się profesjonalną obróbka stali nierdzewnej - zrobiłem mu nowe wydechy i nie jakieś tam puste rury, ale prawdziwe - w środku z dyfuzorem. Do tego power-rura w silniku także z nierdzewki, rozpórka i kilka innych szczegółów. Jak wygląda - oceńcie sami.
--
Wojtek Lutomski