Ford Capri Mk III 2.8
Jak się zaczęło ? Chyba tradycyjnie. W latach szczenięcych zobaczyłem film z jakiegoś rajdu, a na nim oczywiście TEN samochód. Potem długo, długo nic, aż wreszcie człowiek zaczął rozróżniać marki samochodów, modele, itp. Pojawiał się w okolicy błękitny C III zawsze z dobermanem na tylnym siedzeniu :) W końcu to najlepszy auto alarm. Minął jeden rok, potem drugi, aż wreszcie ukazał mi się w gazecie ogłoszeniowej właśnie TEN. Czarny, duża pojemność, niezły stan ogólny. Pojechałem do miasta Łodzi, obejrzałem, wróciłem do domu - decyzja podjęta. Jeszcze miesiąc na zebranie środków, telefon do właściciela, wizyta "u Pana Krzysia" i po południu zamieniłem jakie takie konto bankowe na TEN właśnie samochód. Kiedy sam do niego wsiadłem, nie wiedziałem jak wrzucić wsteczny ... Potem był już tylko pisk opon, zapach palonej gumy i cienki portfel po wyjeździe ze stacji benzynowej. Co tydzień jakaś drobna awaria ... i po trzech miesiącach wylądował u Pana Krzysia w warsztacie. Stał tam, no zgadnijcie ile ..... PÓŁ ROKU !!! A to nie było uszczelek, a to nagrzewnicy, a to jakiegoś drążka. Ciężkie chwile nadeszły. Kląłem na siebie, na TEN samochód, na Pana Krzysia i na czym swiat stoi. Ale nadszedł czerwiec, lato, a ja sam, z moim wiernym kałach... , to znaczy z Kaprychą. Od tamtej pory jeździ w zasadzie bez większych przygód, czyli bez poważnych napraw, szybko, ale już z większym niż na początku umiarem. Narzeczona za nim specjalnie nie przepada, ale co robić, musiała się przyzwyczaić. Nawet już sama wypatruje poszczególne egzemplarze na ulicach. Kto by pomyślał ...
--
Hubert Stępniewski <Hubert.Stepniewski@centertel.pl>