Relacja została podzielona na kilka części, oprócz tej są jeszcze następujące:
[ Dom Dziecka | spodnie | więcej zdjęć ]
Gryźliny zaskoczyły nas w tym roku dwojako. Po pierwsze sprzyjającą aurą - o ile w poprzednich latach
za każdym razem pojawiał się problem natury opadowej, tym razem pogoda jak drut.
Po drugie, żadnej kraksy. Co się działo pisać nie będę, bo w sumie nic szczególnego
nie ma do napisania - normalka, tam się nic nie dzieje. Choć nie do końca
- zrobiliśmy w tym roku zrzutkę na Dom Dziecka, Paulina zaś licytuje spodnie.
Ale o tym w dalszych częściach.
Osobiście zdumiewa mnie trochę fakt,
że pomimo polityki dezorganizacji, zniechęcania malkontentów, braku atrakcji
czy nawet braku wygód cywilizacyjnych ilość uczestników z roku na rok rośnie.
Spodziewałem się przy takiej formule imprezy ustabilizowania się ilości uczestników
na względnie niewygórowanym poziomie.
W tym roku rozpoczęliśmy nową tradycję upamiętniania imprez koszulką i nalepką na szybę. Koszulek zrobiliśmy 50, rozeszły się nieco szybciej niż mgnienie oka, zabrakło dla wszystkich chętnych. Ciekawe czy następnym razem 100 wystarczy ...
Bartek 'Camaro' i Chuder przywieźli sporo nowych części dla chętnych:
Typowa aktywność nocna - wyścigi, palenie gumy - tym razem popis Jagool'a, ognisko:
Karol, znany już nawet poza mleczną drogą odkrywca i wynalazca, ciągle poszukuje Świętego Graala - tym razem próbuje z Rover'owskim 3.5-litrowym V8. To dość popularna konwersja na wyspach brytyjskich, u nas siłą rzeczy i mniejszej podaży silników mniej popularna, tą można chyba z pewnością uznać za pierwszą u nas:
No tak, to już wszyscy znają, ale wrażenie za każdym razem równie mocne - Yaro i jego Challenger - to jest wariant silnikowy którego Karol w swoim Capri raczej nie wypróbuje:
Palio przyjechał Coca-Cola-wozem:
Na sam koniec zlotu tradycyjna próba zdjęcia grupowego, ale to się w pełnym składzie chyba nigdy nie uda, bo część już się rozjechała, część jest nad jeziorem, część pojechała coś zjeść - więc tylu co akurat było na placu: